Autor: Joanna Szarańska
Tytuł: Cztery płatki śniegu
Gatunek: Literatura współczesna polska
Forma: Powieść
Wydawnictwo: Czwarta Storna
Rok wydania: 2017
Ilość stron: 336
Moja ocena” 5/10
Wigilię mamy już za sobą. Magia świąt wiąż jednak migocze
lampkami i mieszka w naszych sercach. Dlatego pozwalam sobie przedstawić Wam powieść
Joanny Szarańskiej utrzymaną w tematyce przygotowań do Bożego Narodzenia. Chociaż
nie. Tak naprawdę jest to historia o braku czasu, możliwości czy też atmosfery niezbędnej
do ich przygotowania.
Cztery płatki śniegu
to historie kilku rodzin mieszkających w jednym bloku. Bohaterowie borykają się
z problemami. Jedni z tymi realnymi, poważnymi, inni z groteskowymi, których by
nie było, gdyby zdecydowali się na najprostszą w świecie rozmowę. Komedia
pomyłek splata się z prawdziwymi życiowymi zmartwieniami i dramatami, tworząc mieszankę
do złudzenia przypominającą realne życie ludzi mieszkających po sąsiedzku.
Historie wielu rodzin łączy postać tajemniczej pani Malinowskiej, która pragnie
zebrać mieszkańców bloku na wspólnym kolędowaniu w wigilię. Dlaczego staruszce
tak bardzo na tym zależy? O tym musicie przekonać się sami. Zdradzę tylko, że
Pani Malinowska odegra bardzo ważną rolę w życiu niemal wszystkich przedstawionych
w powieści bohaterów. Nieźle namiesza, ale bardzo pozytywnie.
Bardzo cenię twórczość Joanny Szarańskiej. Cykl komedii o wiecznie
popadającej w kłopoty Kalinie zauroczył mnie tak, że po Cztery płatki śniegu sięgnęłam w ciemno. Niestety, tym razem się
rozczarowałam. Powieść, chociaż jest w niej mądrość i prawdziwość, nie została
odpowiednio dopracowana redakcyjnie. Najwięcej merytorycznych baboli dostrzegłam
w historii Stasi. Dziewczynka jest w drugiej klasie podstawówki, a sama podróżuje
autobusami, biega wieczorami po mieście, matka kompletnie nie ma pojęcia, czym
ona się zajmuje po lekcjach, a wszystko za cichym przyzwoleniem szkoły. Szkoła
też jest farsą. Nauczyciel wychowania fizycznego nagle staje się wychowawcą klasy
drugiej, czyli przejmuje obowiązki nauczyciela edukacji wczesnoszkolnej. Tak po
prostu zabiera mu się etat zgodny z ukończonym kierunkiem studiów i daje inny,
do którego jest nieprzygotowany. Zdecydowanie źle pomyślany wątek.
Wisienką na torcie i czymś, co mnie bardzo ucieszyło jest
pojawienie się w powieści Kaliny, ukochanej przeze mnie bohaterki poprzednich
powieści Joanny Szarańskiej. Postać, chociaż nie odegrała ważnej roli, wniosła
do fabuły sporo humoru, życia i zamieszania. Nie obyło się jednak bez zgrzytu,
bo oczywiście Mareczek nie omieszkał huknąć na żonę w obecności klientów biura
detektywistycznego. I, o zgrozo, nikt nawet nie pomyślał o tym, że jest niewychowanym
gburem! Ach, ci mężowie, którym wszystko wolno, bo są przystojni…
Wielkim plusem powieści jest płynny język. Tekst czyta się
szybko, bez zgrzytów, sceny zostały nakreślone plastycznie i obrazowo. Autorka
wykreowała wiarygodnych bohaterów i zgrabnie osadziła fabułę we współczesnej rzeczywistości.
Klimat ostatnich scen jest naprawdę magiczny. Zabrakło dopracowania
redakcyjnego, żeby Cztery płatki śniegu
mogły stać się pozycją wyjątkową.
Nie wiem, jak jest w przypadku obowiązków nauczyciela edukacji wczesnoszkolnej, ale jeśli chodzi o Stasię, to sama znam dwie dziewczynki, które chodzą do podstawówki (jedna do drugiej, druga do czwartej klasy) i same podróżują autobusami, zaś po lekcjach całe dnie szwendają się po mieście, bo ich rodzice pracują i jakoś nikt się tym nie interesuje, nawet szkoła. Także ten wątek byłam dla nie jak najbardziej wiarygodny.
OdpowiedzUsuńZ zamianą nauczycieli jest trochę tak, jakby poprosić polonistę o nauczanie angielskiego. Też filolog i też nauczyciel, więc teoretycznie powinien sobie poradzić. Wiemy jednak, że skończył inne studia. Już pomijam, że jest to drugi etat, jak ma to pogodzić? Wuefiska kończy pewnie AWF, nauczyciel klas 1-3 - pedagogikę. Wychowawca klas młodszych jest tak naprawdę nauczycielem od wszystkiego (poza angielskim i religią).
UsuńMyślę, że co innego, jak dziecko podróżuje autobusem z siostrą, starszą, która powinna być bardziej rozgarnięta, a co innego z koleżanką w tym samym wieku. Wszyscy rodzice pracują. W szkołach są świetlice. Ośmiolatki nie mają prawa się włóczyć! Takie dzieci nie są wypuszczane ze szkół jeśli nie odbierze ich ktoś dorosły albo starsze rodzeństwo (za pisemną zgodą rodzica). Pamiętam, że u nas był problem z powrotami. Mieszkamy dosłownie rzut beretem od szkoły, nie trzeba nawet przechodzić przez ulicę. Dopiero w trzeciej klasie, po pisemnej adnotacji, córka mogła wracać sama do domu. I też ze świetlicy. Bo nie chcieliśmy, żeby po lekcjach siedziała sama. Czasy są nie za fajne, więc trzeba chronić tych, którzy sami siebie nie ochronią. :) To, że rodzic nie wie, gdzie jest jego dziecko, co robi i nie interesuje się tym jest patologiczne.